Chaos
Tej choroby bałem się zawsze. Budziła moje przerażenie.
Od kilku miesięcy budziłem się w nocy z bólem kręgosłupa. Był to dziwny ból, ni to napięcie mięśni, ni to ból kręgosłupa. Myślałem, to pewnie przez ćwiczenia, bieganie, noszenie Aniołka. W październiku przy usypianiu dwa - trzy razy miałem bezdech. Zaniepokoílo mnie to, ale przeszedłem obok tego.
28 październik. Urodziny, koleżanki chciały zrobić mojej małej dziewczynce niespodziankę, pomimo tego że szalała pandemia zgodziłem się. Bo przecież jaka jest szansa, że jak raz wyrwie się z domu to się zarazi? Nie chciałem tego robić w domu, bo bała się mama. Zawiozlem ja koło 16. Zostałem z małą kruszynka w domu licząc, że wytrzymam jak najdłużej. Dzielnie się trzymałem - 2,5 godziny. O 18:40 pojechałem po nią.
30 października kończę w nocy. W domu jestem koło 1. Ona nie śpi, kicha. Rzucam coś, że mi się to nie podoba, ale nie dopuszcza myśli, że jest. Horacy. Następnego dnia boli ja głowa, budzi to mój niepokój. O 15 jadę do pracy, wracam wieczorem, śpię dobrze. Rano wyspany widzę z że K. Jest niewyrazna. K. Mówi że boli ja głowa. I tak cały dzień. Coś jest nie. O 18 dzwoni Szymon, wszyscy są chorzy. Kasia, Ula, nie śpię cała noc. Lulam Aniołka.
Rano wyjeżdżam do pracy, boli mnie głowa. Też jestem chory. 3 listopada rozmowa z lekarzem. 4listopada test. Anielka jest chora, wieczorem ma gorączkę.
5 listopada wizyta w szpitalu w Ciechanowie. Nasz mały aniołek jest chory na covid. 6 listopada ładuje w szpitalu w Warszawie z Karoliną.
9 listopada, czuje się źle. W nocy nie śpię, ból głowy. 10 listopada Aniela jest wpisana z szpitala.
11 listopada umieram że strachu. Budzę się o 3, po chwili drźą mi mięśnie. Na nogach fascykulacje. Zaczyna się obłęd. Rozmowa z kuzynka w sobotę. Uspokaja. W poniedziałek już nie uspokaja. Biorę magnez. Nic nie pomaga.
20 listopada wizyta u neurologa w warszawie. Uspokaja że to może nie to, że to teżyczka. 21 wizyta u psychiatry. 28 listopada emg w warszawie, są fascykulacje, próba tezyczkowa dodatnia. Pojawia się ogromną bezsenność. Śpię po godzinę, dwie. W pracy wyglądam na chorego. Psychicznie i fizycznie. 6 listopada jadę do Warszawy. Bada mnie lekarz. Bada to za dużo powiedziane. Traktuje mnie jak zło konieczne. Mówi że to covid. Teżyczka. Piszę w wypisie, bo oczywiście mnie nie przyjęła, że brak drżenia mięśniowego. Nie piszę nic o osłabionej dłoni. Prawa dłoń jest słabsza, nie umiem ruszać palcami jak lewa dłonią, mam ją chudsza, widać ubytki mięśniowe. Tomograf prawidłowy. Fascykulacje, robaki coraz silniejsze. Biorę inny lek niż ten który przypisał mi lekarz rodzinny, ten podobno jest za silny, jest dla schizofrenikow. Znowu koszmar bezsenności.
Dziś jestem w pracy do 23. Przesluchuje. Jade na zgon, chwali mnie prokurator.